Translate

czwartek, 18 lipca 2013

...11.07.2034 - 12.07.2034...

Ciało praktycznie zniknęło, a to co zostało dopalało się w kłębach gryzącego dymu. Obok, w jasno migoczących płomieniach, groteskowo tańczył płonący stwór. Wił się i skręcał w makabrycznym balecie, jednocześnie wydając wysokie, piskliwe dźwięki. Podniosłem Barreta i wycelowałem, nie spieszyłem się.

Padł strzał, stwór padł na kolana ... jednak podniósł się.

Odwrócił głowę w moja stronę. Oczy miał już wypalone i w moim kierunku spoglądały puste oczodoły.

Strzeliłem jeszcze kilka razy. Ręce trzęsły mi się podczas repetowania. Rzuciłem snajperkę i złapałem Beryla, tryb ognia ustawiłem od razu na serię. Stwór powoli szedł w stronę budynku, powłóczył nogami ale szedł, uparcie i nieubłaganie. Wycelowałem w jego nogi i nacisnąłem spust. Seria pocisków kalibru 5,56 przeorała poczwarę od dołu do góry. Zwolniłem spust dopiero kiedy uświadomiłem sobie, że magazynek jest już pusty. Stwór chwiał się jeszcze kilka sekund na nogach i upadł. Dookoła roztaczał się odór palonego mięsa.

Podpiąłem nowy magazynek do Beryla, Barreta zarzuciłem na plecy i zszedłem na dół. Cały się trząsłem. Mors po cichu sunął za mną. Włączyłem czołówkę i wyszedłem na parking. Broń trzymałem odbezpieczoną i ustawioną na AUTO. Po ciele człowieka nie zostało nawet śladu, za to stwór palił się cały czas. Pod strzępami zwęglonej skóry widać było ścięgna i węzły zbitych mięśni.

Podszedłem jeszcze bliżej, wycelowałem w głowę bestii i posłałem serię 4-5 pocisków. Ot tak żeby mieć pewność.

Zostawiłem dogasający zewłok na pastwę zwierząt i wróciłem do mieszkania. Musiałem odpocząć i pomyśleć.


Brak komentarzy: