Translate

niedziela, 30 czerwca 2013

...10.07.2034 - 11.07.2034...

Miał na imię Piotr, był 29 letnim kierowcą autobusu, studiował zaocznie. Miał żonę i dwie małe córeczki, bliźniaczki. Mieszkał na drugim końcu miasta. Znalazłem też kartę biblioteczną, bankomatową i kilka kart ze stacji benzynowych. W środku znajdowało się coś jeszcze, stalowa karta surwivalowa. Dało mi to do myślenia, będę musiał odwiedzić mieszkanie Piotra, może znajdę coś użytecznego.

Ciekawe jakim cudem się tu znalazł, dlaczego nie zniknął tak jak reszta i jak zginął?? Właściwie jak umarł było oczywiste. Należało zapytać kto, czy też raczej CO go zabiło? Przypomniał mi się sen z przed trzech dni, przebiegł mnie dreszcz, a włosy na karku stanęły dęba. Cokolwiek by to nie było, nie poddamy się tak łatwo. - Prawda Mors? - Pies leżał na podłodze i cały drżał, uszy miał położone po sobie i cicho skomlał.

Wyjrzałem za okno, zaczęło zmierzchać. Horyzont skąpany był w krwawej poświacie zachodzącego Słońca, a połówka wschodzącego księżyca uśmiechała się złowrogo. Niebo we krwi zwiastowało łowy - Wild Hunt, Dziki Gon. To był czas łowcy i zwierzyny.

Nie będę czekał. To ja zdecyduję kto stanie się polującym, a kto ściganym.

Jutro. Jutro się zacznie.

11.08.2034...

Znowu się nie wyspałem. Do północy obmyślałem plan, a kiedy już zasnąłem targały mną wizje kłów i szponów rozrywających moje ciało. Zjadłem porządny posiłek. Po śniadaniu wniosłem wszystkie, zgromadzone dnia poprzedniego, fanty do mieszkania. Wziąłem rower z przyczepką i podjechałem do Ciastoramy. Zabrałem stamtąd płachtę grubej folii malarskiej, rękawice gumowe i strój ochronny do malowania.

Wróciłem na miejsce masakry. Założyłem ubranie ochronne i zawinąłem ciało w folię. Udało mi się ułożyć ten makabryczny ładunek na wózku i przywiązać go linkami, tak aby nie spadł. Wjechałem do Ciastoramy, rower z ciałem zostawiłem w magazynie i poszedłem do "domu" po cały potrzebny sprzęt. Beryla miałem już ze sobą, wziąłem Barreta, nóż, kilka granatów i zapas żywności oraz wody. Wszystko to złożyłem w jednym z biur Ciastroamy, którego okna wychodziły na parking. Pomieszczenia administracyjne były położone na piętrze, dzięki temu miałem widok na cały parking. Dodatkowo okna zaopatrzone były w szyby weneckie, mogłem więc obserwować sytuację na zewnątrz, samemu pozostając niezauważonym. Pod parapet podsunąłem biurko, tak aby mieć lepsze oparcie dla karabinu. Nóż przytroczyłem do pasa, a Beryla położyłem na stoliku obok. Na jednym z działów sklepu znalazłem wiatrówkę z dolnym naciągiem, na śrut 5,5. Zaniosłem ją, wraz z zapasem amunicji na górę. Stanowisko było już gotowe.

Zszedłem na dół i wyciągnąłem worek z ciałem na środek parkingu. Cuchnęło niemiłosiernie. Otworzyłem pakunek i ułożyłem zwłoki na środku wolnej przestrzeni parkingu. Pod ciałem położyłem 2 grube woreczki wypełnione benzyną, szczelnie zawiązane. Jeden pod szyję, drugi pod brzuch. Przyszła pora na najtrudniejszą część zadania. Między ciało, a worek wsunąłem po jednym granacie i wyjąłem zawleczkę. Zajęło to dużo czasu gdyż musiałem być niezwykle ostrożny.

Szybko się oddaliłem i ulokowałem w biurze. Snajperka stała przygotowana do strzału, a ja obserwowałem teren, aby w razie czego odstraszyć z wiatrówki zabłąkane psy i innych padlinożerców.

Nie czułem się dobrze z tym, że wystawiłem ludzkie ciało na przynętę, ale też okoliczności nie były zwyczajne, a cel uświęca środki.

Pozostało czekać...

Brak komentarzy: