Translate

sobota, 11 października 2014

...23.04.2021 PRYPEĆ...

Plan był prosty: dostać się do elektrowni, opowiedzieć całą historię wojskowym i liczyć na szybki transport do domu. Do przejścia miałem ok 5 km, mimo że drogę była prosta postanowiłem zaczekać do poranka. Był już późny wieczór, a o Zonie krążyły niesamowite opowieści, nie wspominając już o moich dzisiejszych doświadczeniach. Na szczycie wieżowca czułem się bezpiecznie i miałem widok na całą okolicę. Zjadłem szybki posiłek i wsunąłem się do śpiwora. Jeszcze krótką chwilę wpatrywałem się w czerwoną poświatę chmur i zasnąłem.

Noc, o dziwo, minęła bez żadnych rewelacji. Nowy dzień powitał mnie błękitnym kolorem nieba, ciepłymi promieniami słońca i ciszą. Nienaturalną ciszą. Szybko zjadłem śniadanie, spakowałem swoje rzeczy i ruszyłem w drogę. Zadziwiała mnie soczysta zieleń roślinności. Drzewa, krzaki i trawy nie wyglądały już tak upiornie jak wczoraj. 

Po niecałych dwóch godzinach dotarłem do wysokiego płotu, odgradzającego strefę zero. Szedłem wzdłuż ogrodzenia, mając nadzieję, że dotrę do jakiegoś wejścia. Po drugiej stronie widziałem helikoptery, wojskowe UAZy nowej generacji, ustawione kontenery i namioty. Nigdzie jednak nie widziałem ludzi. Nagle krzaki po mojej stronie płotu poruszyły się. Ręka mimowolnie wyszarpnęła nóż z pochwy. 

Z zarośli wyszedł człowiek, tzn. kiedyś chyba był człowiekiem. Jego skóra i twarz były jakby poparzone i nie sposób było w nim dostrzec ludzkich rysów. Odziany był w pozszywane byle jak łachmany.  Stał tak przede mną i patrzył. Zimny pot spływał mi po karku, nie wiedziałem co robić. Po długich sekundach, zdających się być godzinami, wyciągnął rękę i wskazał zniekształconym paluchem drugą stronę ogrodzenia. Chrapliwym głosem i łamaną angielszczyzną powiedział:

- Nie czeka Cię tam nic dobrego. Jeśli chcesz żyć idź ze mną.-
- Dlaczego? Co tam się stało?- Zapytałem.
- ON. ON się zbudził.-
- On czyli kto?-
- Za dużo pytań, za mało czasu. Chodź.-

Zaczął przedzierać się przez zarośla a ja, nie wiedząc dlaczego, ruszyłem za nim. Po 10 minutach dotarliśmy do małego baraku na skraju lasu. Mój przewodnik otworzył mi drzwi a ja, jak zahipnotyzowany, wszedłem do środka. Drzwi zatrzasnęły się. Snopy światła wpadały do pomieszczenia przez dziury w dachu. Nieznajomy podszedł do włazu w podłodze i uniósł go, ruchem głowy dając znak abym zszedł na dół. Moje ciało bezwiednie wykonywało wszystkie polecenia. To co zobaczyłem na dole było nie do opisania...

Brak komentarzy: