Translate

niedziela, 6 stycznia 2013

...04.07.2034...

To wszystko nie było normalne. Na razie nie ma się co zastanawiać, trzeba sprawdzić teren i wybadać sytuację. Cały gromadzony do tej pory sprzęt w końcu się przyda. Zszedłem do mieszkania zastanawiając się, co zabrać ze sobą na rekonesans.

Po lewej stronie paska przymocowałem zestaw codzienny, po prawej nóż.  Do plecaka wrzuciłem stonkową Colę i 24-godzinna rację żywnościową.  Założyłem wysłużone Haixy, wziąłem laskę i ostrożnie wyszedłem na ulicę.

Free Image Hosting at www.ImageShack.usFree Image Hosting at www.ImageShack.usFree Image Hosting at www.ImageShack.usFree Image Hosting at www.ImageShack.us

W tej wszechogarniającej ciszy słychać było tylko moje kroki, mimo tego że starałem się iść bardzo cicho. Podszedłem do pierwszego z brzegu samochodu. Jego drzwi były zamknięte, w środku nie było nikogo, jedynie przednie siedzenia pokrywała cienka warstwa białego nalotu. kluczyki tkwiły w stacyjce. Podobnie wyglądały inne samochody.

Po drugiej stronie ulicy znajdowała się główna siedziba banku Żuber, jego drzwi były zamknięte na głucho, a przez przyciemnianą szybę nie było widać żadnego ruchu.

Nie miałem pojęcia co się stało, mój niepokój zaczął narastać. Katastrofa chemiczna, atak terrorystyczny, wirus?? Cholera, chyba nie UFO. Nie to wszystko nie ma sensu.

Otrząsnąłem się z negatywnych myśli.

Cel podstawowy - przetrwać. W pierwszej  kolejności schronienie i zapasy. Ze schronieniem nie będzie problemu, wszystkie budynki stoją i nie wydaje się, żeby miały się pozawalać pomimo widocznych pęknięć na murach.
Żywność. Moje skromne zapasy starczą mi na góra 4 dni, nie mam wody. Trzeba będzie odwiedzić najbliższą Stonkę. Na szczęście była o rzut kamieniem od mojej pozycji.

Brak komentarzy: