Całe pomieszczenie pomalowane było na biało. Na ścianach wisiały szklane gabloty a w nich na podstawkach z polerowanego hebanu, leżały noże. Nie, nie noże, to były dzieła sztuki. Znajdowały się tu prace wszystkich znanych nożorobów. Ktoś nieźle się wysilił, żeby zebrać najlepsze prace polskiego światka nożotwórczego. Leżał tam Alien Kezsel, Bestia Kosiarza, celtycki Bowie Konika707, karambit Lotara, Assassin od Bony, był też wczesny Trollsky i cała masa noży innych makerów (eng. twórców). Pośrodku wisiały hawki Grafknivesa i Papsa. W centrum pokoju stało biurko, a na nim leżał Apostata, który opuścił kosiarzowy warsztat. Stałem, gapiłem się i starałem się nie dopuścić do ślinotoku, na widok tych wszystkich cacek. Gabloty nie były pozamykane, mogłem sięgnąć po każdy nóż i podziwiać kunszt wykonania, wywinąłem kilka młynków mieczem, zważyłem w dłoniach hawki ale koniec końców zostawiłem wszystko na miejscu. Szkoda byłoby zabierać stąd cokolwiek i psuć tę piękną harmonię.
W rogu pokoju stała metalowa szafa. Ciekawość nie pozwoliła mi do niej nie zajrzeć. Jeden z kluczy pasował do zamka. Właściciel domu okazał się nie tylko miłośnikiem noży, ale również pasjonatem strzelectwa. Szafa wypełniona była kilkunastoma sztukami broni palnej, od czarnoprochowych rewolwerów do potężnych karabinów myśliwskich, zdolnych powalić słonia jednym strzałem. Jednak moją uwagę przykuł jeden egzemplarz. Dwulufowa strzelba DP-12, którą bez chwili namysłu załadowałem i przewiesiłem przez ramię.
Stałbym tak dalej, zapomniawszy o bożym świecie, gdyby nie Mors. Psina trącała mnie w nogę i cicho skamlała. - Wybacz piesku, całkiem o tobie zapomniałem. Wrócimy tu później.- Zszedłem do auta, wyjąłem prowiant i nakarmiłem psa. Sam zjadłem suchą rację i zapiłem kompotem, znalezionym w piwnicy.
Słońce pięknie świeciło, więc pozwoliłem sobie na chwilę odpoczynku. Położyłem się na trawie i cieszyłem widokiem pięknego nieba. Prawie zasnąłem, kiedy do mych uszu dotarło radosne poszczekiwanie psa. Mors stał w bramie, merdał ogonem i widać było, że cieszy się niesamowicie. Podszedłem do niego, ostrożnie wyjrzałem na drogę i zobaczyłem... Ludzi... Znajdowali się w odległości ok 150 m. Sześciu mężczyzn poruszało się wzdłuż drogi, w dwóch kolumnach. Mieli broń i byli ubrani w wojskowe mundury. W pierwszym momencie ucieszyłem się niezmiernie, lecz mój entuzjazm szybko minął, kiedy usłyszałem w jakim języku się porozumiewają.
-Быстрее . Мы должны поймать его до наступления темноты . - rzucił prowadzący ich brodacz. Nim zdążyłem zareagować Mors puścił się biegiem w ich stronę, wesoło szczekając. Nie zdążył dobiec na odległość 50 m, gdy padł strzał. Psina fiknęła kozła, padła na ziemię a wokół zaczęła rosnąć czerwona plama krwi. Brodacz schował pistolet do kabury, dał znak i cały oddział zniknął na na podwórku domu, obok którego się znajdowali.
Opadłem za bramę, ciężko dysząc. Poznałem go, ciężko zapomnieć taką brodatą mordę, szczególnie po tym czego byłem świadkiem. Wszystko sobie przypomniałem.
Oczy zaszły mi czerwoną mgłą, dłonie zacisnęły się na strzelbie. Dźwięk odbezpieczanej broni zdawał się być najpiękniejszą pieśnią jaką kiedykolwiek słyszałem.
Furia narastała. Nadszedł czas wyrównania krzywd. Nadszedł czas pomsty niewinnych.